Konwent Organizacji Polskich w Niemczech, od lewej : prof. dr. inż. P. Maloszewski, W. Lewicki, A. Zając; Foto: S.Dybowski

 

Z prof. dr. hab. inż. Piotrem Małoszewskim, wiceprzewodniczącym Chrześcijańskiego Centrum Krzewienia Kultury, Tradycji i Języka Polskiego w Niemczech, wiceprzewodniczącym Konwentu Organizacji Polskich w Niemczech, rozmawia Adam Kruczek

 

Środowiska polonijne w Niemczech od lat wskazują, że strona niemiecka nie realizuje zapisów traktatu polsko-niemieckiego z 1991 roku. Czego dotyczą sporne kwestie?

– W 2011 r., w czasie pierwszego po 20 latach polsko-niemieckiego spotkania, zwanego przez nas „Okrągłym Stołem”, podsumowującego stan realizacji postanowień traktatu polsko-niemieckiego z 17 czerwca 1991 r., stwierdzono, że niektóre zapisy traktatowe dotyczące Polonii i Polaków w Niemczech nie były dotąd wypełniane przez stronę niemiecką. W związku z tym podpisano wspólne oświadczenia i utworzono grupy robocze, by realizacja tych punktów traktatu wreszcie ruszyła. Dziś sprawa wygląda tak, że w głównych punktach, które poruszono w 2011 r., czyli w kwestii nauczania języka polskiego, biura i mediów polonijnych, pamięci polskich ofiar hitleryzmu, dofinansowania organizacji polonijnych i polskich w Niemczech, kwestii odszkodowań za majątki zabrane dekretem likwidującym polskie organizacje w Niemczech – sprawy niewiele posunęły się do przodu.

Jak wygląda w praktyce sprawa pamięci o polskich ofiarach nazizmu?

– Jednym z postanowień „Okrągłego Stołu” była inicjatywa upamiętnienia męczeństwa Polaków pomordowanych po wybuchu II wojny światowej. Niestety, do tej pory nie ma jeszcze nawet decyzji, jak to upamiętnienie ma wyglądać. Istnieją dwie koncepcje: albo to będzie pomnik upamiętniający polskie ofiary, albo jakiś dom kultury czy centrum polskie z izbami pamięci, w którym odbywałyby się cykliczne wystawy i programy kulturalne czy historyczne. Ale jeszcze daleka droga, by to ruszyło z miejsca.

 

Czy to strona niemiecka blokuje te inicjatywy?

– Trudność z realizacją postanowień z 2011 r. polega na tym, że aby coś z nich wynikło, musi istnieć jakaś forma regularnych spotkań strony rządowej polskiej ze stroną niemiecką. Niestety, to bardzo kuleje od czasu, gdy minister Tomasz Siemoniak awansował na szefa MON. Nasze sprawy polonijne zeszły w ministerstwie spraw wewnętrznych na całkowicie drugi plan i niestety nie ma kto dziś zajmować się konsekwentnie i regularnie realizacją postanowień wynegocjowanych ze stroną niemiecką w 2011 roku. A gdy strona polska nie naciska, to strona niemiecka nic nie robi. Koniecznie potrzebny jest po stronie polskiej stały pełnomocnik z kompetencjami obu ministerstw, MSW i MSZ, odpowiedzialny za prowadzenie rozmów ze stroną niemiecką.

 

A czy Polonia i Polacy w Niemczech sami nie mogą interweniować?

– Robimy to, ale nasze możliwości są bardzo ograniczone. To polska strona rządowa podpisała z rządem Niemiec postanowienia „okrągłostołowe” z 2011 roku. My podpisaliśmy również, ale nie jako strona, która coś dyktuje, tylko bardziej w charakterze obserwatorów i tych, których miało to dotyczyć.

 

Na czym polegają problemy ze wspomnianym przez Pana biurem i mediami polonijnymi?

– Biuro dla Polonii i portal internetowy co prawda już powstały, ale spotykamy się z próbami zablokowania czy ograniczenia ich działalności. Miał to być projekt długofalowy, realizowany na wzór tego, z jakiego korzysta mniejszość niemiecka w Polsce. Niestety, strona niemiecka stara się ograniczyć tę inicjatywę przez wymóg, by każdego roku pisać od nowa kolejne wnioski o dofinansowanie. Za każdym razem następuje przy tym szukanie dziury w całym i wynajdywanie pretekstów, by wniosek zablokować. W rezultacie w 2013 r. dopiero pod koniec roku przyznano środki na realizację tego projektu, a w tym roku jeszcze ich w ogóle nie wyasygnowano.

 

Z czego to wynika?

– Ewidentnie z braku woli politycznej, bo niemieccy urzędnicy realizują wyłącznie decyzje swoich przełożonych, którymi są właściwi ministrowie. Tak jak w wielu innych przypadkach nie ma woli politycznej, aby ten projekt miał charakter długofalowy, co zapewniłoby mu płynne działanie. Oczywiście powinien być rozliczany co roku, lecz bez corocznego starania się o środki niejako od początku. W obecnej sytuacji strona niemiecka może co roku blokować te środki i bez interwencji polskiej strony państwowej pewnie by nie zostały przyznane.

 

Organizacje polonijne w Niemczech od lat zabiegają o wsparcie finansowe nauki języka polskiego.

– Po 2011 r. powstała grupa robocza do wypracowania strategii nauczania języka polskiego. Na skutek postawy strony niemieckiej skupiła się ona jedynie na szkolnictwie publicznym, gdzie trzeba z zadowoleniem przyznać, że ta strategia została wypracowana. Jednak zaniechano całkowicie realizacji najważniejszego postulatu stawianego przez Polaków w Niemczech i Polonię niemiecką, tj. wspierania finansowego nauki języka polskiego w organizacjach polonijnych, gdzie polskiego jako języka ojczystego uczy się 75 proc. wszystkich dzieci. Tutaj trwa kompletny pat.

 

Czym uzasadniają tę postawę Niemcy?

– Odsyłają sprawę na poziom landów, twierdząc, że nie mogą wspierać tego nauczania ze środków federalnego ministerstwa spraw wewnętrznych, jak to się odbywa w przypadku mniejszości narodowych, gdyż Polonia i Polacy w Niemczech nie mają takiego statusu. Jest to przewrotna argumentacja, gdyż w traktacie polsko-niemieckim jest jasno i wyraźnie napisane, że nie mając formalnie statusu mniejszości, będziemy traktowani tak jak mniejszość, czyli będziemy posiadać wszystkie przywileje przysługujące w Niemczech mniejszościom narodowym.

 

Dlaczego wsparcia finansowego nauki języka polskiego nie można osiągnąć na poziomie landów?

– To oznacza przebijanie się przez kolejne urzędnicze bariery w każdym landzie po kolei przez następne 10 lat i praktycznie jest nie do zrealizowania.

 

Wspomniał Pan o braku woli politycznej strony niemieckiej do spełniania postulatów Polonii i Polaków w Niemczech. Czym to jest dyktowane?

– Jest to zamierzona polityka zmierzająca do tego, by Polacy w Niemczech szybciej się depolonizowali i asymilowali ze społeczeństwem niemieckim.

 

Widzi Pan szanse na uznanie przez Niemcy mniejszości polskiej?

– Moim zdaniem, całkowitą rację ma mecenas Stefan Hambura, który argumentuje, że skoro dekret Goeringa rozwiązujący organizacje polskie i odbierający status mniejszości narodowej Polakom mieszkającym w Niemczech został po wojnie uznany za nieważny, to ten status się Polakom należy. Niemcy oponują, że wschodnie tereny, na których przeważnie mieszkała przed wojną mniejszość polska, już nie są w granicach Republiki Federalnej Niemiec. Ale z drugiej strony Polacy przed wojną nie mieszkali tylko na terenach wschodnich Niemiec, lecz także m.in. w Zagłębiu Ruhry czy w Berlinie. A więc nawet jeśli jest ich kilkanaście tysięcy, to jednak taka grupa istnieje i ma prawo do statusu mniejszości narodowej.

 

Ilu Polaków mieszka obecnie w Niemczech?

– Szacuję, że osób wywodzących się z Polski jest w Niemczech ponad 2 miliony. Według oficjalnych szacunków w ciągu ostatnich dwóch lat przyjechało tu ponad 200 tys. Polaków, którzy znaleźli zatrudnienie. Statystyki niemieckie podają, że na dzień dzisiejszy osób z paszportem tylko polskim jest w Niemczech ok. 550 tysięcy. Natomiast dodatkowo przeszło milion posiada podwójne paszporty.

 

Czy czujecie oparcie i pomoc płynącą z Polski?

– Odnoszę wrażenie, że rząd oczekuje od nas potwierdzenia, że relacje polsko-niemieckie są najlepsze w historii, a my nie mamy żadnych problemów. Niestety, tak nie jest. Można powiedzieć, że strona polska traktuje mniejszość niemiecką po matczynemu, nie skąpiąc dobrej woli i środków, a strona niemiecka nas – po macoszemu. Tak to wygląda z naszej perspektywy.

 

Dziękuję za rozmowę.


źródło: Nasz Dziennik